czwartek, 13 sierpnia 2015

Przyszłość, której się boję

Martyna Raduchowska w swojej nowej powieści ukazuje świat, którego autentycznie się obawiam, ale widzę, że zmierzamy w takim kierunku.


Rok 2037. Trzy lata wcześniej w wyniku ataku terrorystycznego na siedzibę Beyond Industries porucznik Jared Quinn stracił cały swój oddział, a sam ledwie uszedł z życiem. Wraca do policji, ale ma w tym swój ukryty cel - chce odnaleźć swoją byłą partnerkę, androida Mayę, którą uważa za współudziałowca krwawej jatki. Tymczasem, ktoś zaczyna zabijać kobiety, których twarze Quinn widzi w swoich snach.
Martyna Raduchowska, autorka rewelacyjnej "Szamanki od umarlaków" tym razem całkowicie zmienia klimat i serwuje nam historię kryminalną w świecie cyberpunku. O ile przygody Idy można spokojnie między bajki włożyć, tak opowieść o poruczniku Quinnie jest niepokojąco realistyczna. Co prawda nadal można powiedzieć, że niektóre elementy w niej zawarte są mało prawdopodobne, to jednak całokształt jest niezwykle ciekawy i oparty na rzeczach, które możemy zaobserwować już teraz. Od wielu lat daje się zauważyć jak technika coraz bardziej wspomaga nas w codziennych zadaniach, w których tak naprawdę wyręczać nas nie powinna. Próbujemy wszystko co się da zastąpić robotami - bo przecież jest szybciej, taniej, wydajniej. Naszego bezpieczeństwa strzeże coraz większa ilość kamer, nie tylko tych stacjonarnych, ale również latających. Coraz częściej w medycynie stosuje się sztuczne organy wyhodowane w laboratoriach, które zastępują te wadliwie działające. Stąd już tylko krok do "poprawiania" ludzi, którzy według obecnych kryteriów takich zmian nie potrzebują. I tu pojawia się jeden z głównych konfliktów - Jared, choć tego bardzo nie chciał, został "ulepszony" i teraz musi się nauczyć z tym żyć. Wbrew swoim przekonaniom odkrywa, że te dodatkowe elementy stanowią całkiem użyteczne narzędzie. Nadal jednak nie jest w stanie pogodzić się ze zdradą ze strony sztucznej istoty, której ufał. I właśnie na tym polega druga oś fabuły. Autorka stworzyła świat w którym androidy są niemal perfekcyjnymi kopiami ludzi. Nie umieją jednak tylko jednego - nie są w stanie odczuwać emocji. Przez sporą część książki przewija się kwestia tego, czy sztuczne stworzenia powinny mieć taką możliwość. Czy jako ich twórcy możemy pozwolić im stać się takimi jak my? Czy jednak trzeba pilnować, abyśmy mieli jednak jakąś możliwość stwierdzenia, że to nie są ludzie? Przedstawiony tu problem nie jest niczym nowym - kilku twórców już się nim zajmowało, więc ciężko tutaj o oryginalność. Muszę jednak przyznać, że pisarka całkiem dobrze to zaprezentowała.
Klimat książki jest bardzo wciągający, choć jak zaznaczyłem na wstępie niepokoi mnie wizja prezentowana przez autorkę. Miasto, w którym dzieje się akcja jest podzielone Murem, który został stworzony po zamieszkach związanych z atakiem na producenta leku zwanego reinforsyną. Z założenia miał wzmacniać zdolności ludzi - pamięć, koncentrację i inne procesy mózgu. Jednak użyty na androidach przynosił efekty, przez które badacze musieli go wycofać z rynku. Również w samym społeczeństwie istnieje "mur" - ci, którzy mają pieniądze ulepszają swoje ciała. Pozostali chwytają się różnych sposobów aby takie augmentacje zdobyć. Nie chciałbym aby taki czas rzeczywiście nadszedł, ale patrząc po obecnych ludziach obawiam się, że tak naprawdę jest to tylko kwestia kilku dekad - może więcej niż dwóch. Pęd do bycia lepszym od innych lub wyróżnienia się z tłumu wydaje się nieopanowany i dąży zdecydowanie w niekorzystnym kierunku.
W trakcie lektury cały czas miałem skojarzenie z kultowym anime "Ghost in the shell", chociaż sama fabuła (sprawa kryminalna, stosunek Quinna do sztucznych istot) bardziej odpowiada "Łowcy androidów", do którego jest nawet bezpośrednie odniesienie w tekście, jak również do kilku innych filmów mówiących o kwestiach na linii człowiek - maszyna. W dużym stopniu na mój odbiór całości wpłynęła wyjątkowo ciekawa okładka z grafiką autorstwa Mathiasa Zamęckiego.
Styl powieści jest nieco trudny w odbiorze, jednak wynika to z przyjęcia konwencji science-fiction. Występuje tu duża ilość słownictwa z zakresu technologii informacyjnych, medycyny oraz psychologii. Osoby, które zdecydują się na lekturę muszą być na to przygotowane. Ponadto kilkukrotnie opisy i rozmowy bohaterów mnie zwyczajnie nużyły. Mam nadzieję, że druga część będzie pod tym względem lepsza.
Podsumowując - "Czarne światła" to pozycja dla fanów twardego science-fiction opartego na zagadnieniach relacji człowiek - maszyna i gdzie przebiega granica między tymi dwoma rodzajami istot.
Na koniec początkowy fragment wspomnianego wcześniej filmu "Ghost in the shell" z rewelacyjną muzyką Kenjiego Kawai.



Tytuł: Czarne światła: Łzy Mai
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2015
Stron: 461

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...